Historia pewnego siedlczanina z Knurowa

17 kwietnia 2015
2015-04-17-stater
 Share on FacebookShare on Google+Tweet about this on TwitterShare on LinkedInEmail this to someonePrint this page

W ferworze przygotowań do akcji DWA WYMAZY i DO BAZY, nasza koordynatora Monika Talacha znalazła chwilę by porozmawiać z dawcą szpiku, siedlczaninem. Pan Bogdan Janusz w krótkim wywiadzie opowiedział nam swoją historię.

Monika Talacha: Skąd się wziął pomysł na rejestrację w bazie potencjalnych dawców szpiku? Czy był to instynkt, jakieś wydarzenie w życiu, czy inny bodziec?
Bogdan Janusz: Bodźcem była kampania promowana przez p. Dorotę Rabczewską „DODĘ”. Był to moment jej życia, w którym okazało się, że jej ówczesny partner życiowy Adam Darski jest chory na białaczkę. To właśnie wtedy pomyślałem, że warto zarejestrować się w bazie DKMS-u jako potencjalny dawca szpiku, zdrowia, a może nawet życia.
M.T.: Gdzie dokonał Pan rejestracji?
B.J.: Dokonałem rejestracji zdalnej poprzez stronę internetową DKMS. W ślad za nią drogą pocztową przyszedł zestaw do pobrania wymazu z jamy ustnej. Dalsze czynności rejestracyjne trwały około 3 miesięcy.
M.T.: Kiedy otrzymał Pan sygnał z drugiej strony, że jest osoba potrzebująca, która czeka na przeszczep?
B.J.: To było około 4 lata od momentu rejestracji, dokładnie na początku grudnia 2014 r. Odezwano się do mnie z Fundacji DKMS i poinformowano, że jest osoba potrzebująca, zgodny genetycznie „bliźniak”. Następnie zostałem poproszony o  zgodę na wykonanie dodatkowych badań na próbce przesłanej 4 lata temu. Już po koljenym potwierdzeniu zgodności w Mazowieckim Szpitalu Wojewódzkim w Siedlcach wykonałem badanie stanu zdrowia i dające kolejne potwierdzenia genetycznej zgodności z potrzebującym. Na początku bieżącego roku otrzymałem informacje ostateczną, że istnieje duża zgodność, a co za tym idzie wysokie prawdopodobieństwo przyjęcia przeszczepu przez biorcę.
M.T.: I co  dalej?
B.J.: Procedura przewiduje dodatkowe badania, tym razem w miejscu, gdzie ostatecznie miało dojść do pobrania materiał do przeszczepu, w tym przypadku w Instytucie Onkologii w Gliwicach. I te badania przebiegły pomyślnie dla potrzeb potwierdzenia zgodności, ale także wykluczenia jakiegokolwiek ryzyka dla mnie jako dawcy.
M.T.: Czy w trakcie trwania tej procedury, a może nawet wcześniej gdzieś w głębi nie czuł Pan obawy? Mówię tu o Pana zdrowiu jako dawcy, że może jednak mogę sobie sam zaszkodzić?
B.J.: Przyjąłem, że skoro są one wykonywane już od jakiegoś czas to muszą być bezpieczne. Niezależnie, czy pobranie komórek macierzystych następuje z krwi obwodowej, czy też samego szpiku z talerza biodrowego. Jedyną obawą w moim przypadku był fakt, że zabieg wykonywany jest pod pełną narkozą. Jednocześnie mając na uwadze, że nie odpowiadam tyko za siebie, ale i za moją rodzinę poprosiłem Fundację DKMS o informację, co w przypadku, gdy zaistnieją jakieś następstwa. W odpowiedzi otrzymałem polisę ubezpieczeniową, którą dysponuje Fundacja i która zabezpiecza dawców w przypadku powikłań.
M.T.: Czyli w Pana przypadku pobranie nastąpiło tą drugą metodą?
B.J.: Jeszcze na etapie wypełniania ankiety DKMS zadeklarowałem, że chcę być dawcą niezależnie, którą metodą będzie pobrany materiał do przeszczepu. Szukałem informacji w Internecie na ten właśnie temat, ale w zasadzie dopiero później dowiedziałem się jakie to ma znaczenie. Pobranie szpiku z talerza biodrowego powoduje, że biorcą może być osoba w młodym wieku, najczęściej dziecko.
M.T.: OK. Jedziemy do Instytutu Onkologii w Gliwicach. Co dalej? Co z pojawiającymi się kosztami, dojazdu, noclegu, wyżywienia, indywidualnych badań, itd. ?
B.J.: Wszystkie te koszty ponosi na wstępie dawca. Następnie po przedstawieniu szczegółowego rozliczenia Fundacja DKMS refunduje wszystkie poniesione wydatki. Mogą to być także koszty osób towarzyszących  z wyłączeniem kosztów wyżywienia. Osobiście na pobranie pojechałem z najbliższymi, żoną i córką, które poza towarzyszeniem mi w szpitalu, zatrzymały u bliskiej rodziny, gdyż pochodzę z Gliwic i tam studiowałem. Udało się więc połączyć przyjemne z pożytecznym.
M.T.: Przejdźmy do samego zabiegu. Ile trwał? Czy odczuwał Pan jakieś dolegliwości z tym związane? po jakim czasie wrócił Pan do domu i pracy? To chyba najczęstsze pytania kandydatów na dawców.
B.J.: Zacznę od końca, zwolnienie lekarskie przysługujące z tytułu zabiegu może wynosić nawet 30 dni i jest płatne w wys. 100%. Wynika to z przepisów Kodeksu Pracy. Jeśli chodzi o mnie, nie czułem żadnego żadnych dolegliwości, czy nawet dyskomfortu, a Instytut Onkologii opuściłem już następnego dnia po zabiegu. Gojenie ran po kilkumilimetrowych nacięciach przebiegło sprawnie i bez komplikacji. Sam zabieg trwał około 4 godzin, choć mam wrażenie, że dano mi się trochę wyspać tuż po. A później usłyszałem „Halo, panie Bogdanie, wstajemy”. Około 15:00 byłem już na nogach spacerując po korytarzu. Dodam tylko, że podczas mojego pobytu spotkałem się z wielką życzliwością i profesjonalną opieką ze strony personelu medycznego Instytutu. Do pracy wróciłem po około 14 dniach.
M.T.: Wyczerpaliśmy temat zabiegu i historii dawcy. Czy wiemy coś o biorcy?
B.J.: Już na etapie badań potwierdzających zgodność, na początku stycznia 2015 roku, lekarz prowadzący poinformował mnie, że biorcą będzie dziecko ze Stanów Zjednoczonych. Po potwierdzeniu zgodności rozszerzono tą informację, że będzie to niespełna 2-u letnia dziewczynka.
M.T.: Panie Bogdanie jakiś czas temu uczestniczyłam w konferencji DKMS inaugurującej akcję DWA WYMAZY & DO BAZY, na której dawca spotkał się z biorcą. Było to niesamowite przeżycie. Podobnie jak w Pana przypadku  biorcą była 2 letnia dziewczynka. Czy po upływie 2 lat chciałby Pan ją poznać? Dopiero po 2 latach, ponieważ po takim okresie może poznać Pan swojego biorcę. W tym wypadku potrzebna będzie jeszcze zgoda rodziców dziewczynki.
B.J.: Oczywiście. Nie będę jednak o to zbyt mocno zabiegał, bo nie to było moim celem, gdy deklarowałem chęć bycia dawcą. Decyzję pozostawiam drugiej stronie. Jeśli rodzice zechcą, jestem gotów. Moja decyzja o tym by być dawcą była podjęta świadomie, także w odniesieniu do ryzyka i konsekwencji. Jedynym co mogłoby powstrzymać mnie przed byciem dawcą jest tylko mój stan zdrowia.
M.T.: Rozpoczynając naszą rozmowę. Powiedziałam Pana córce, że jest Pan bohaterem ponieważ za bohatera Pana uważam.  Bardzo dziękuję Panu za tą rozmowę. Kończąc zadam tylko jeszcze jedno pytanie. Za rok dzwoni telefon z DKMS, zdecyduje się Pan po raz kolejny?
B.J.: Oczywiście.
Przeczytaj także artykuł: