Położna … zawód, powołanie, misja?

24 marca 2020
Businessman hand putting money coin stack growing business.
 Share on FacebookShare on Google+Tweet about this on TwitterShare on LinkedInEmail this to someonePrint this page

W dzisiejszych czasach położna, dawniej nazywana była akuszerką, mundrą lub „babką”, czyli kobietą pomagającą innej kobiecie, podtrzymującą ją na duchu i wspierającą podczas porodu.

W przeróżnych źródłach – literaturze, malarstwie, rzeźbie czy ikonach znajdziemy postacie położnych. W pradawnych słowiańskich rytuałach powiązanych z narodzinami, ogromną rolę odgrywała postać doświadczonej w porodach kobiety – mundry. Mundra nie tylko przyjmowała poród, ale była autorytetem w okołoporodowych kwestiach medycznych i społecznych naszych praprzodków.

W starożytności, położnictwo było nieprzewidzianą sferą, pełną zagadek, wykluczających się sposobów i pomysłów na przyjmowanie porodu. Poród nie był bezpiecznym zabiegiem, medycy bezradnie rozkładali ręce, więc nic dziwnego, że do przyjmowania porodów cały czas dopuszczano doświadczone kobiety, które często były analfabetkami bez szkół, jednak przekazywały sobie z pokolenia na pokolenie wiedzę akuszerską. Akuszerki przyjmowały porody, ale też skutecznie opiekowały się matką w połogu i noworodkiem. Trudna dla pojęcia przez ówczesną naukę sztuka położnicza praktykowana przez akuszerki często porównywana była do zakazanej magii.

W XVI wieku zawód akuszerki nie stanowił bezpiecznej ostoi dla kobiety go wykonującej. Nawet bogobojna położna mogła zostać oskarżona o czary, szczególnie jeśli następowała śmierć w wyniku komplikacji ciąży jakiejś prominentnej osoby w danej społeczności. Porody więc przyjmowały zarówno zgłębiające nauki położne, przypadkowe znachorki i stare babki.

W dziele Stefana Falimirza „O ziołach i mocy ich” z 1534 roku czytamy o tym, jak wyglądał sam poród „Akuszerka, zwana babą, dzieciobiorką lub pęporzezką, siedziała przed położnicą, podtrzymywaną przez inne kobiety. Rodzącą nacierano olejkami i maściami. Stosowano między innymi mieszankę kwiatów wężowego ziela i nasienie „rzęsy olszowej, bursztynu, czerwonego dziewięcierniku, konornaku”.

W czasach II wojny światowej, największego konfliktu zbrojnego w latach 1939-1945, w Polsce szacuje się ok. 7 mln ofiar śmiertelnych. Z rąk niemieckich życie straciło ponad 5 mln obywateli przedwojennej II Rzeczypospolitej, w tym 1,5 mln Polaków i około 3 mln Żydów. Według zachowanych dokumentów, w obozie koncetracyjnym Auschwitz – Birkenau, przyszło na świat ponad 700 dzieci. W tak tragicznych okolicznościach, w tak strasznych i nieludzkich warunkach, przyszło rodzić kobietom różnych nacji. Mimo przeraźliwych i niebezpiecznych warunków, kobiety kobietom pomagały, wspierały się wzajemnie i chroniły jedna drugą. Urodzenie dziecka i przeżycie w obozie zagłady, było prawdziwie heroicznym wyczynem. Najbardziej uderzającą relację dotyczącą porodów w Auschwitz przedstawiła położna Stanisława Leszczyńska. O niej przeczytamy w „Położnej z Auschwitz” M. Knedler czy w „Anioł życia w Auschwitz” N. Majewska-Brown. „Stanisława nieraz słyszała, jak rodzące wołają matkę i widziała, że potrzebują matki. Była więc dla nich matką. To przychodziło samo, naturalnie. Uczyła się z nimi być, odgadywać ich potrzeby, odczytywać znaki. Jedne lubiły, kiedy się je przytulało i głaskało, inne, kiedy się im czesało włosy, a jeszcze inne nie mogły znieść dotyku, chciały tylko żeby ktoś był. Chodziła z nimi, pochylała się nad nimi, pokazywała jak masować, oddychała z nimi, nie wywierała nacisku, wspierała je.”

Zmiany jakie zachodziły w polskim położnictwie, na przestrzeni 3 dekad, spowodowały, że kobiety odzyskiwały godność podczas wydawania dziecka na świat a położne stawały się strażniczkami fizjologii i tworzyły nastrój wyjątkowości.

W Polsce od 1992 roku, w odpowiedzi na akcję „Rodzić po ludzku” w szpitalach coraz częściej można było rodzić z ojcem dziecka, a rodzina otrzymała możliwość wstępu na oddział położniczy. W tym samym czasie WHO oraz Fundusz Narodów Zjednoczonych na Rzecz Dzieci (UNICEF) powołały inicjatywę „Szpitala Przyjaznego Dziecku”, aby przywrócić prawidłowy sposób karmienia dzieci na całym świecie. W Polsce tytuł „Szpitala przyjaznego dziecku” nadaje Komitet Upowszechniania Karmienia Piersią przy współudziale Ministerstwa Zdrowia i Opieki Społecznej, Polskiego Komitetu UNICEF oraz Instytutu Matki i Dziecka.

Obecnie zrzeszonych jest wiele grup wsparcia oraz fundacji pozarządowych, które pracują nad poprawą opieki okołoporodowej, poprawą warunków rodzenia oraz podejścia do usług medycznych w Polsce. Dzięki Fundacji Rodzić po Ludzku, Dobrze Urodzeni, Stowarzyszenie Doula, czy grupie Naturalnie po cesarce, kobiety mogą decydować gdzie chcą urodzić (dom, dom narodzin czy szpital), w którym szpitalu chcą urodzić, z jaką położną chcą urodzić, w jaki sposób (naturalnie czy przez cięcie cesarskie), kto będzie im towarzyszył przy porodzie (mąż/partner/doula).

Jako położna pracująca w jednym z warszawskich szpitali położniczo-ginekologicznych, w którym przestrzega się praw rodzących zgodnie ze standardem opieki okołoporodowej, doświadczam ogromnej wdzięczności ze strony kobiet i osób towarzyszących.

„Poród to nie tylko zdarzenie medyczne, a przede wszystkim wydarzenie o wielkim znaczeniu dla psychiki i tożsamości kobiety, ogromne przeżycie emocjonalne, a także wydarzenie rodzinne. Fakt, iż w większości przypadków poród odbywa się w szpitalu, nie może wiązać się z zaprzeczeniem tym aspektom narodzin dziecka. Pobyt w szpitalu jest jedynie zmianą miejsca i nie może być postrzegany jako rodzaj odosobnienia. Prawa człowieka oraz naturalne więzy rodzinne czy małżeńskie pacjentki nie zostają za bramą szpitalną. A więc pacjentka zachowuje swe prawa do ochrony życia prywatnego i więzi rodzinnych, między innymi poprzez prawo do wsparcia ze strony osoby bliskiej, przez nią wybranej. Prawo to także jest powiązane z prawem do poszanowania godności i intymności oraz prawem do dodatkowej opieki pielęgnacyjnej sprawowanej przez osobę bliską”. To słowa zaczerpnięte z dokumentów Fundacja Rodzić po Ludzku. Jak te słowa brzmią dzisiaj? W sytuacji epidemiologicznego zagrożenia COVID – 19 w naszym kraju?

Każdego dnia dowiadujemy się o kolejnych obostrzeniach dotyczących różnych sfer życia społecznego. Każdego dnia otrzymujemy dane o ilości osób zakażonych, poddawanych rygorystycznej separacji. Środki masowego przekazu bombardują nas przerażającymi faktami z innych państw europejskich. Strach jaki się rodzi w każdym z nas, miliony pytań powstających w naszych głowach i ta wielka niewiadoma… Jak długo jeszcze to potrwa? Czy Polska jest przygotowana na epidemię?

Powiem wam jak to wygląda realnie. Mobilizacja personelu medycznego jest na najwyższym poziomie, zarówno personelu lekarskiego, położniczego/pielęgniarskiego, ratownictwa medycznego, laboratoryjnego oraz sanitarnego. Pacjentki będące w ciąży, wymagające hospitalizacji na oddziałach patologii ciąży, przyjmowane są w trybie zwykłym; zabiegi planowe jak cięcie cesarskie są wykonywane w trybie normalnym; zabiegi planowane ginekologiczne są odroczone, chyba, że stanowią stan zagrożenia zdrowia; przyjęcia do porodu są prowadzone w trybie standardowym. Każda pacjentka przyjmowana do szpitala ma zbierany wywiad epidemiologiczny, mierzoną temperaturę ciała i w zależności od występowania objawów infekcyjnych czy ich braku jest kierowana do właściwego oddziału. Opieka nad pacjentką z objawami infekcji dróg oddechowych z przebiegiem kaszlu, duszności czy gorączką, jest prowadzona z zachowaniem najważniejszych środków ostrożności czyli, personel medyczny zaopatrzony jest w jednorazową odzież ochronną: fartuchy barierowe, maseczki z filtrem 3M , przyłbice, rękawiczki lateksowe/nitrylowe/winylowe, ochraniacze na obuwie. Jeśli jest podejrzenie, iż pacjentka jest zakażona koronawirusem SARS – CoV-2, wykonuje się u niej test genetyczny metodą RT-PCR polegająca na pobraniu plwociny lub wymazu nosowo-gardłowego, czasem wskazane może być również badanie krwi, stolca lub moczu.

Według zaleceń, poród u kobiety zakażonej koronawirusem SARS-CoV-2 powinien być ukończony drogą cięcia cesarskiego. Wyjątek – jeśli poród jest w zaawansowanej fazie, kobieta rodzi drogami natury. Opieka nad rodzącą zdrową, jest taka sama jak wcześniej, zgodna z jej planem porodu i jej oczekiwaniami. Rodząca ma możliwość aktywności w porodzie, stosowania naturalnych metod łagodzenia bólu porodowego, stosowania farmakologicznych metod łagodzenia bólu, korzystania z prysznica, wanny. Po porodzie nadal zachowany jest kontakt „skin to skin” oraz karmienie piersią. Jedynym utrudnieniem dla rodzących jest brak wsparcia ze strony mężów, dlatego my położne ze wszystkich sił, w miarę swoich możliwości staramy się jak najlepiej wypełnić tę lukę. Wiemy, że są przestraszone, że czują się oszukane lub zawiedzione, dlatego personel położniczy wychodzi naprzeciw i robi wszystko by nie był to „poród w osamotnieniu”.

Pozwolę sobie przytoczyć słowa jednej położnicy, która na pewnym portalu społecznościowym opisała swój „poród w czasach zarazy”:

„Co zastałam po przekroczeniu drzwi szpitala? Uśmiech. Spokój i łagodność. Pełne zrozumienie – miałam skurcze co 3-4 minuty i panie wiedziały, że nie warto o nic prosić ani nawet do mnie mówić.  Ani przez moment nikt nie poganiał, wręcz zachęcał do odpoczynku. Serdeczność. Ogarnięcie moich gratów bez cienia skrzywienia. Pomoc przy każdej najdrobniejszej czynności, zwłaszcza tej intymnej. Przyjęcie wszystkich moich emocji, które sięgały ostateczności już w końcówce porodu, bez nadmiernego zagadywania ich. A po porodzie? Umówmy się – krew, nagość, dreszcze, osłabienie, przecinanie pępowiny – pełne wsparcie mojej położnej. Położna sama pobiegła po mój telefon, żeby pierwsze minuty uwiecznić, chociaż w jego pamięci. Transport do łóżka, dwie pełne godziny kontaktu „skóra do skóry”. Troska o prawidłowe przystawienie do piersi. Pomiary mojego synka sprawnie i na spokojnie. Opieka nad nim, gdy ja poszłam się wykąpać. Odkopanie z bagażu koszul nocnych, podkładów, ubranek, pieluch. Sama pobiegła po kolację dla mnie, nie zdążyłam nawet powiedzieć, że padam z głodu, a posiłek stał już przede mną, Byłam zdumiona jak osoba, która widzi mnie od godziny, jest w stanie zadbać o mnie tak precyzyjnie, z cierpliwością i wyczuciem. Jestem jej niesamowicie wdzięczna! Dziękuję z całego serca i dziękuję Bogu za Was i jestem Mu wdzięczna za to co mnie spotkało w tym szpitalu za sprawą waszej obecności!”

Na koniec chciałabym wspomnieć słowa Stanisławy Leszczyńskiej: „Położna to najlepsza praca na świecie. Kobieta pomaga kobiecie.” Tak było, tak jest i tak będzie.

tekst: Aneta Borkowska, położna, Szpital Specjalistyczny św. Zofii w Warszawie