Studenckie pasje – Dookoła świata część 1

22 marca 2023
2023_03_21_stater_podroze
 Share on FacebookShare on Google+Tweet about this on TwitterShare on LinkedInEmail this to someonePrint this page

Marzenia się spełniają, trzeba im tylko pomóc. Zrobił to jeden z naszych studentów z kierunku budownictwo.

Pan Maciej Kowieski student naszej Akademii zdecydował się zostawić wszystko i 6 czerwca 2022 roku wyruszył z całą rodziną w rejs dookoła świata na jachcie Donna.

Zgodził się opowiedzieć nam o swojej pasji i wyprawie życia.

Początek przygody, przygotowania do podróży

Moje marzenie zrodziło się podczas obozu harcerskiego w 1978 roku na Mazurach. Wtedy pokochałem żeglarstwo całym sercem. Kolejne lata doskonaliłem sztukę żeglarską, a w roku 2013 zdobyłem patent kapitana żeglugi jachtowej w Madrycie. W międzyczasie brałem udział w regatach międzynarodowych oraz organizowałem niekomercyjne czarterowe rejsy dla przyjaciół i znajomych w wielu miejscach na świecie. Zarażałem pasją i sposobem na spędzanie wakacji pod żaglami.

Bezpośrednie przygotowania do rejsu życia rozpoczęliśmy w 2019 roku. Przede wszystkim potrzebowaliśmy jachtu, dlatego zdecydowaliśmy się sprzedać mieszkanie i wtedy formalnie przystąpiliśmy do poszukiwań. Wymagało to kilku wypraw zagranicznych, ale finalnie wybór padł na jacht Dufour 512 GL, który znajdował się w Trogirze w Chorwacji. Od zakupu dla naszego nowego „domu” do startu wyprawy minął rok. Przez ten czas wciąż pracowaliśmy zawodowo, dzieci uczęszczały do szkół, przedszkola i żłobka, a ja dalej studiowałem. Jednak nasze myśli krążyły już wokół przygotowań.

Wypływamy w rejs dookoła świata

8 czerwca 2022 roku wraz z żoną i czwórką naszych dzieci oficjalnie rozpoczęliśmy podróż życia opuszczając port w Maslenicy w Chorwacji. Przed wypłynięciem miałem jeszcze sporo zaliczeń i egzaminów na uczelni, bo zbliżał się koniec semestru, z tego względu kilka razy przylatywałem samolotem do Polski. Z Chorwacji popłynęliśmy do Czarnogóry, Albanii i Włoch gdzie spotkała nas pierwsza potężna burza, która na długo zostanie w naszej pamięci. Kierowaliśmy się w stronę Sycylii, którą zaczęliśmy opływać wraz z przyjaciółmi. Udało nam się zobaczyć także Syrakuzy, Taormina, Mesyna, Cefalu, Palermo, Castellmar, San Vito lo Capo, Trapani, okoliczne Wyspy Liparyjskie oraz Wyspy Egadzkie.

Sycylia to zdecydowanie wspaniałe miejsce, które naprawdę warto odwiedzić – znajdziecie tu pyszne jedzenie, soczyste pomidory, chrupiące pieczywo i sympatycznych sycylijczyków. W połowie sierpnia z malutkiej rybackiej wyspy Marittimo wypłynęliśmy na Sardynię. Przeprawa okazałą się trudna, wiatr zmienił niespodziewanie kierunek. Po wyczerpującej nocy rzuciliśmy kotwicę w pobliżu miejscowości Villasimius. Informacje pogodowe nie był zachwycające, dlatego musieliśmy schować się w porcie w Cagliari. Spędziliśmy kilka dni na lądzie po czym rozpoczęliśmy opływanie wyspy – zwiedziliśmy  jej wschodnią, północną oraz zachodnią część. Szmaragdowe wybrzeże oraz dzikie plaże dostępne tylko z jachtów, to cecha charakterystyczna Sardynii. Na chwilę odwiedziliśmy także Korsykę, a na niej cudny port Bonifacio, schowany pomiędzy skałami, z bardzo wąskim wejściem i widocznymi koszarami po Legii cudzoziemskiej.

1 września 2022 r. dzieci rozpoczęły edukację domową w miejscowości Fornelli we Włoszech. Niedługo później doczekaliśmy się w miarę stabilnego wiatru i wypłynęliśmy w stronę Balearów. Na pierwszą wyspę Minorkę dotarliśmy 5 września – to nasza pierwsza wizyta na tej wyspie i już wiemy, że na pewno nie ostatnia. Byliśmy zachwyceni klimatem jaki panuje na wyspie, urokliwym miastem Mahon, cudowną Ciutadellą, zatoczkami, pięknymi malutkimi plażami. Kolejną z wysp na naszym kursie była Majorka, gdzie spotkaliśmy się ze znajomymi z Polski, którzy od niedawna tam mieszkają. Pogada była bardzo zmienna, sporo burz z silnym wiatrem. Mimo tego ruszyliśmy dalej na bardzo dobrze znaną nam Ibizę. Podczas tego przelotu towarzyszył nam silny wiatr, a w oddali zaobserwowaliśmy wodną trąbę powietrzną. Ibiza to wyspa którą najczęściej opływaliśmy w przeszłości. W porcie w San Antonio dostaliśmy informację o dostawie naszej odsalarki, od zaprzyjaźnionego portu w Deni na Costa Blanca. Niezależność z jaką wiązało się posiadanie odsalarki była kluczowa w dalszej podróży. Od tej pory płynęliśmy wzdłuż wybrzeża Hiszpanii w stronę Kartageny gdzie zaplanowaliśmy dłuższy postój. W Kartaginie wyciągnęliśmy jacht z wody aby przygotować go do dalszej podróży. Dołożyliśmy większą ilość paneli słonecznych, dokupiliśmy system AIS, „daivisa” do wyciągania pontonu z wody, zrobiliśmy antifouling (pokrycie powierzchni łodzi farbą antyporostową). W międzyczasie odbyliśmy samolotem podróż do Polski, aby ostatecznie pozamykać nasze sprawy oraz spotkać się z rodziną i przyjaciółmi.

Wypływamy na szerokie wody oceanu Atlantyckiego

Kiedy wróciliśmy do Kartaginy odebrać jacht, był już początek listopada, noce zrobiły się dużo chłodniejsze. Około tygodnia czekaliśmy na pomyślny wiatr w stronę Gibraltaru, na który dotarliśmy 12 listopada. Większość załóg które poznaliśmy dotychczas była już na wyspach Kanaryjskich, zdecydowała się na przepłyniecie Atlantyku lub podobnie, jak my, czekała na pomyślne wiatry i sprzyjające warunki pogodowe. Zrobiło się naprawdę zimno, zdarzyło się, że musieliśmy na jachcie włączyć ogrzewanie.

19 listopada zdecydowaliśmy się ruszyć przez Kanał Giblartarski. Towarzyszył nam: silny wiatr prosto w dziób, jeszcze silniejszy prąd, ogrom wielkich statków typu cargo, duża fala. Halsowaliśmy z brzegu europejskiego po brzeg afrykański i dopiero wieczorem udało się wydostać i złapać kurs na Wyspy Kanaryjskie. Niestety brak wiatru spowodował, że musieliśmy podciągać się na silniku. Gdy wreszcie udało nam się złapać sensowny wiatr i mieć dobrą prędkość, nad ranem porwał nam się żagiel główny. Do celu pozostało 150 mil morskich.  Nie mieliśmy wyjścia, musieliśmy płynąć na jednym żaglu. Po 6 dniach na morzu dotarliśmy do pierwszej urokliwej wyspy Graciosa, gdzie w zatoce odpoczywaliśmy po przeprawie. Wiedzieliśmy, że musimy ruszać dalej w poszukiwaniu żaglomistrza, którego polecił nam znajomy Hiszpan Antonio. Po dopłynięciu do portu Rubiconu na wyspie Lanzarote oraz kilku godzinach prób wyciągnęliśmy porwany żagiel z masztu. Wycena usługi powaliła nas na kolana, ale bez żagla nic nie mogliśmy zrobić. Dźwięki jakie wydobywają się z masztu były nie do zniesienia. Jakby tego było mało rano dowiedzieliśmy się o kolejnej awarii –  nie mogliśmy odpalić silnika. Po kilku godzinach grzebania w silniku, okazało się, że padły nam akumulatory. Czekała nas wymiana trzech akumulatorów – kolejny duży koszt. W oczekiwaniu na zszycie żagla zdecydowaliśmy się odwiedzić pobliską Fuertaventurę. Na wyspach zrobiło się dużo cieplej. Niestety prognoza zapowiadała bardzo silny wiatr przez najbliższe dni. Dzięki znajomemu udało nam się zarezerwować miejsce w porcie w Arrecife. Mamy ze sobą rowery co pozwoliło nam na zwiedzanie miejscowości. Łut szczęścia sprawił, że zupełnie niespodziewanie natknąłem się na ogłoszenie sprzedaży grota (żagla), który wymiarowo idealnie pasował do naszego jachtu. Po negocjacjach udało ustalić się rozsądną cenę, a posiadając nowy żagiel zdecydowaliśmy się ruszać dalej. Wróciliśmy do Corralejo, a rano z Rubicon odebraliśmy zszytego grota. Niestety spotkał nas też straszny widok – skałach zobaczyliśmy dwa rozbite jachty, efekt ostatniego sztormu.

Ruszyliśmy w kolejną podróż – 100 mil do Gran Canarii, centrum żeglarskiego świata. Właśnie tutaj większość jachtów przygotowuje się do przepłynięcia Atlantyku.

Święta Bożego Narodzenia spędziliśmy w Las Palmas. W drugi dzień świąt port nawiedził potężny wiatr wiejąc z prędkością ponad 50 węzłów. Była to jedna z trudniejszych nocy jaką przyszło nam przeżyć. Jachty były dosłownie wyrywane z kei, dwa jachty trzeba było odciąć żeby ratować pozostałe. Podczas pobytu w Las Palmas oczekiwaliśmy na przesyłkę z Polski – Internet satelitarny. Niestety już na początku roku termin dostarczenia przesunięto o kolejne dwa tygodnie. Ponieważ nie chcieliśmy dłużej zwlekać w kolejne dwa dni zrobiliśmy pozostałe niezbędne zakupu: jedzenie, mały komunikator satelitarny, dodatkowe liny, komunikator MOB (człowiek za burtą) oraz najważniejszą dla nas rzecz: nowy żagiel typu spinaker parashoot. Po szybkiej instrukcji obsługi żagla i montażu 3 stycznia wypływamy przez Atlantyk w stronę wysp Capo Verde przed nami 900 mil morskich.

Ciąg dalszy nastąpi…

Podróż Pana Macieja z rodziną można śledzić na bieżąco na mapie: https://share.garmin.com/DONNAKowiescy

mapa

Polecamy też zajrzeć na Instagram na profil żony Pana Macieja Pani Martyny, która regularnie wrzuca relacje z podróży.